Robert Laska wywiad Dizaster #14

Wywiad w magazynie Dizaster #14, Autor pytań Piotr Dabow.

Gdzie się urodziłeś?
Jaki czynnik z otoczenia miał największy wpływ na Twoje prace? chodziło o Łódż? Muzykę?
Zrobiłeś wiele historycznych wręcz zdjęć subkultury punk, co czułeś jak robiłeś te zdjęcia wtedy? Po co je robiłeś? Jak to odbierasz obecnie.
Wielu z gości przedstawionych na zdjęciach niestety nie jest wśród nas. Co miało wpływ na to?

Urodziłem się w Kłodzku, ale na początku lat 70 moja rodzina przeprowadziła się do Łodzi gdzie mieszkałem do polowy lat 90.

Pierwsze wrażenie było niesamowite, Łódź wyglądała wtedy dokładnie jak z przedszkolnej piosenki: „szare miasto z mnóstwem kominów”. Jedyne co się w nim wyróżniało to czerwone tramwaje i autobusy. To było miasto pełne robotników, fabryk i jednej ulicy Piotrkowskiej. Wzdłuż jej osi koncentrowało się życie, ale za tzw. późnego Gierka w Łodzi mało się działo, prawdziwym wydarzeniem było np. otwarcie przejścia podziemnego. Fascynujące była skala urbanistyczna miasta i codzienna migracja mas ludzkich. Tych tysięcy podobnych do siebie robotników nieustannie zamieniających się miejscami przy maszynach, w fabrykach pracujących na trzy zmiany.

Z tego monotonnego krajobrazu łatwo można było wyłuskać każdego, kto się na ulicy czymś wyróżniał, na początku lat 80 takimi osobami oprócz powszechnych gitowców i paru barwnych hipisów byli właśnie punkowcy. Pierwsze spotkanie kilkunastu prymitywnie, jak na obecne czasy wystylizowanych chłopaków właśnie na ulicy Piotrkowskiej było dla mnie nie lada przeżyciem. Grupka wyrostków w czarnych skórach wśród rozgniewanych ich widokiem przechodniów zdawała się krzyczeć swoim wyglądem: Nigdy nie będziemy tacy jak Wy! Wieczorem na ich wzór poszarpałem swoje ubrania, zużyłem wszystkie dostępne w domu agrafki i od tego dnia regularnie dostarczałem „rozrywki ruchowej” osiedlowej gitowni.

Trudno dziś uwierzyć, ale wówczas były w Łodzi 3 knajpy między którymi polowało się na dostępne okazjonalnie piwo. Oprócz rzadkich koncertów w „Anetce” lub w Klubie “Pod siódemkami” równie konsolidującym zajęciem było słuchanie na ulicy punk rocka z kaseciaka i ucieczki przed gitami lub Milicją Obywatelską.

Jak to się stało że zacząłeś fotografować?

Moje początki w fotografii to automat u fotografa z ul. Więckowskiego. Miał on w swoim zakładzie własnoręcznie zrobioną kabinę do auto fotografowania. Wybierało się różne rekwizyty np. gitara bez strun, jakieś dzikie pozy, agresywną mimikę nihilistycznego Sida lub bardziej anarchistycznego Rottena – i zdjęcie było gotowe. Swego czasu robiły tam sobie zdjęcia  wszystkie łódzkie punki.

Te unikatowe – bo często w jednym egzemplarzu formatu 5×10 cm – „punk-fotki” powinny stanowić prawdziwy rarytas w archiwum fotografii dokumentalnej okresu PRL. Niestety, zbyt późno wpadłem na pomysł zachowania całego archiwum z tej kabiny, w latach 90 fotograf z ul.Więckowskiego już nie żył, a jego żona wyrzuciła wszystkie negatywy.

Na jakim sprzęcie zaczynałeś?
Skąd taki warsztat, to był sam talent czy coś jeszcze? Szkoła filmowa?
Robiłeś zdjęcia na koncertach? Jaką scenerię preferowałeś wtedy? Jaki rodzaj/typ zdjęć?
Zrobiłeś ogromną ilość fot, uwieczniając scenę punk z przełomu 80/90 która praktycznie
już nie istnieje, tęsknisz za tamtymi czasami?

Pierwsze zdjęcia – aparatem ojca NRD dowską Exaktą 500 – zrobiłem skinowi Szarejce z którym straszyliśmy na Chojnach osiedlowe przekupki. Nawet nie zdążył ich obejrzeć, wkrótce tak jak obiecywał popełnił samobójstwo. „No future”. Świat był wtedy inny, pieprzyliśmy mody, „mieliśmy zasady, o coś nam chodziło”.

Pózniej fotografowałem innych punkowców, znajomych ze szkoły, zainteresowałem się portretem. W bibliotekach ASP, Szkoły Filmowej i British Council w Łodzi poznałem prace ówczesnej złotej trójki w historii fotografii: Irvinga Pena, Richarda Avedona, Helmuta Newtona. W domu miałem egzemplarze wydawanego w Polsce na przełomie lat 70 rewelacyjnego magazynu „Ty i Ja”. Publikowali tam: Roman Cieślewicz, Henryk Tomaszewski, Waldemar Świerzy, Tadeusz Rolke.

Z tego powodu fotografia koncertów to zaledwie epizod w moim portfolio, zaledwie na kilku edycjach łódzkiej WunderWave udało mi się utrzymać emocje na wodzy tak aby robić zdjęcia, zwykle górę brał “hard core”.

W 1988 roku kolega ze szkoły fotograficznej Andrzej Wojciechowski zaprosił mnie do wspólnej wystawy. Podzieliliśmy się przestrzenią galerii Szkoły Filmowej, a na własnoręcznie zrobionym projekcie plakatu do wystawy dostaliśmy upoważniającą do druku pieczątkę Urzędu Kontroli Wydawnictw.

Ostatnie lata Polski Ludowej były koszmarne, człowiek zatrzymywał puszkę po piwie z „Pewexu” byle tylko odwrócić swoją uwagę od powszechnej szarości, propagandy Jaruzelskiego i widoku kolejek przed sklepami. Jak tylko udało się upolować negatywy robiłem sesje fotograficzne, głównie z Mao Trzaskowską, która często występowała w podwójnej roli jako modelka i stylistka.  To był nasz sposób na zabicie marazmu i nudy. W kuchni adoptowanej w dzień na studio, a w nocy na ciemnię powstawały portrety, punk moda, podwójne ekspozycje i fotomontaże z których w ciągu 2 lat zrobiłem w 4 wystawy.

W 1989 r zamieszkałem w Berlinie Zachodnim, jedynym wtedy miejscu na świecie gdzie można było wyjechać z Polski bez wiz. Doczekałem tam zjednoczenia Niemiec, niesamowitego zderzenia ze soba dwóch odmiennych kultur, społeczeństw i systemów.

W tym czasie także w Polsce upadł socjalizm, Wałęsa “rozdawał po 100 milionów” a ja po powrocie do Łodzi – nie zapomnę swojego zdumienia –  zamiast garstki znajomych punkowców na ul Piotrkowskiej zobaczyłem morze „czarnych Łódź”. To – jak przypuszczam – najlepsza wtedy w Polsce hard corowa załoga wypełniała pasaż Schillera. Pojawiły się deskorolki, graffiti oraz Biohazard.

Jak potoczyła się twoja kariera? Skąd pomysł z wyjazdem do Warszawy?

Łódż dogorywała pod reformami Balcerowicza, upadał przemysł i instytucje. Wyjazd do Warszawy był konsekwencją zacieśniającej się współpracy z nowo powstałymi tam wydawnictwami i skutkiem funkcjonowania praktycznie do dziś pozostałej po PRL gospodarki centralnie sterowanej.

Fotografowałeś wiele znanych osób, jak to się stało, zlecenie za zleceniem, kolesiostwo?  Z którym z celebrytów pracowało ci się najlepiej? 

Zawsze szukam ciekawych projektów do zrealizowania, a im bardziej charakterystyczna osobę wybieram do fotografowania tym łatwiej mi jest wykonać dobry portret i później go sprzedać. Gdy mam pomysł na zdjęcie po prostu dzwonię z propozycją, a moje portfolio najwyraźniej zachęca do jego realizacji. Po latach współpracy z różnymi mniej lub bardziej sławnymi ludźmi żartobliwie mogę powiedzieć, że na każdego można znaleźć sposób. Nie zapomnę gdy Doda nabrała ochoty na pozowanie po tym gdy jako mój asystent w studiu pojawił się Tom Bro, jej dawna sympatia ze szkoły.

Jak postrzegasz fotografowanie deskorolki? Jako coś specjalistycznego? Coś ciekawego? Może po prostu tylko zdjęcia sportowe? Twoje rady dla fotografów, mądrości życiowe, przestrogi.

Teraz gdy w dobie cyfrowej fotografowanie staje się tak łatwe i popularne najbardziej istotny jest pomysł. Zamiast problemów technicznych pojawiają się inne, np gdy w czasie sesji zanim zdążę nacisnąć migawkę słyszę już trzask innych zdaje sobie sprawę, że dziś każdy chce i może być fotografem.

Dlatego w poszukiwaniu nowych wyzwań zająłem się fotografia motoryzacyjną. W tej dziedzinie już nie wystarczy posiadanie sprzętu, a udane ujęcie to wynik spotkania zawodowego doświadczenia ze szczęściem. Ta zasada dotyczy również fotografowania innych sportów w tym deskorolkowego. O dobrym zdjęciu decydują sekundy, a nie wszystko da się powtórzyć.  W przypadku subkultury ważne też jest, aby mieć wiedzę: gdzie i z kim „dzieją się rzeczy”. Bez tego powstają płaskie reklamowe i nikogo nieprzekonujące obrazki.

Nie stronisz od polityki, coś się zmieniło? jak kształtowały się Twoje poglądy? Jak to wygląda teraz?

Jak wszyscy z mojego pokolenia przez 20 lat żyłem w schizofrenii “socjalizmu z ludzką twarzą PRL”. jako nastolatek przeżyłem brutalną odpowiedź komunistów na fenomen “Solidarności”. Pewnie dlatego wyczulony jestem pod względem wolności obywatelskich. Moje poglądy nie ewoluowały daleko od tych które miałem wcześniej. Jestem przeciwko systemowi, jakimkolwiek by on nie był. Zgadzam się z tezą, że największym zagrożeniem człowieka jest totalitaryzm. A jego istotą jest między innymi przeświadczenie, że państwu w stosunku do obywatela wszystko wolno.

Marzenie na przyszłość?

Zrobić portret Johnny Rottena, pomysł już jest od lat a do jego realizacji o mały włos doszłoby podczas koncertu PIL w Łodzi, ale „co się odwlecze to nie uciecze”.