Robert Laska – wywiad w magazynie Foto #06

 

„Nie chcę fotografować kwiatów”

Rozmawiał Paweł Staszak

„Jak obejść się bez techniki używając jedynie talentu, jak pracować z gwiazdami i dlaczego
Jerzy Urban zasnął na jego sesji zdjęciowej opowiada fotograf – Robert Laska. 

Rok 2003 był dla Ciebie przełomowy. Zrobiłeś najgłośniejszą sesję roku – Jerzy Urban wiecznie żywy i dostałeś za nią w konkursie
projektowania prasowego Chimerę. Kto wpadł na pomysł tych zdjęć i jak powstały? 

Idea zdjęć narodziła sie w redakcji „Vivy” po informacji o tym, że z Jerzym Urbanem ówcześnie już „politycznie martwym”, gorąco konsultuje się większość ministrów nowego rządu Leszka Millera. W trakcie rozmów redakcji padło określenie, że Urban jest jak „Lenin – wiecznie żywy”,
więc pozostało mi wymyślić ujęcia i przygotować stylizację. 

Były wątpliwości jak bohater zdjęć odbierze pomysł, ale okazało się, że nie było z tym problemów. Pamiętam, iż w trakcie sesji Jerzy Urban leżąc
na katafalku nagle zastygł w bezruchu i przestał reagować na moje wskazówki. Oniemiały spojrzałem na resztę ekipy – okazało się,
że to wyższa temperatura pod przezroczystym wiekiem zrobiła swoje i po prostu uciął sobie drzemkę. 

W efekcie zdjęcia z sesji, przygotowanej także przez Dariusza Krysiaka – charakteryzatora i Tomasza Felczyńskiego – scenografa, bardzo się
spodobały Jerzemu Urbanowi i zawisły w jego gabinecie. Chimera była nagrodą za odwagę, a sama sesja z pewnością wprowadziła nowe standardy w magazynach „lajfstajlowych”, które zwykle pokazywały swoich bohaterów na zdjęciach z dziećmi w otoczeniu często wynajętych domów. 

Konwencja tych zdjęć była wykreowana od początku do końca, bo specjalizujesz się w typowo wystudiowanych fotografiach ludzi.
Kiedy fotograf wie, że powinien zamknąć się w studyjnych warunkach wymyślonych scenerii i taką fotografię robić?
Dlaczego do Ciebie ta forma ekspresji przemawia najsilniej? 

Wiąże się to z tym, że dla mnie najważniejszy jest pomysł na zdjęcie, które często realizuję dopiero gdy jestem do niego stuprocentowo przekonany. Tak też było w przypadku portretu Lecha Janerki – długo myślałem nad tym jak chcę go pokazać, gdy nagle przyszła mi do głowy „nuta”.
Zdjęcia zrobiłem następnego dnia na balkonie jego domu, w naturalnym świetle.

Było mi tylko trochę niezręcznie, że pokazałem Bożenę – żonę Lecha w tak skąpy sposób, ale zależało mi żeby to była jej silna, damska ręka.
Nie wyznaję priorytetu pracy w studiu, jeśli już, nie traktuje studia jako zamkniętego pomieszczenia, a bardziej jako otoczenie, które wybieram
do realizacji zdjęć. Równie dobrze może to być magazyn, ulica albo dziura – mam kilka ulubionych miejsc do których wracam ze swoimi bohaterami.

Przeważająca większość Twoich fotografii to portrety charakterystyczne i psychologiczne. O ile w przypadku tych pierwszych konstrukcja nie jest skomplikowana, bo ogranicza się do sfotografowania cech szczególnych człowieka (np. tatuażu, piercingu, oryginalnych
cech fizycznych), o tyle już w przypadku drugiego rodzaju portretu ważna jest komunikacja z portretowanym, wejście w głąb jego psychiki i dobranie odpowiednich środków wyrazu. Jaka jest Twoja recepta na udany portret?

Staram sie uchwycić na zdjęciu cechę charakterystyczną bohatera, związać je z chwilą, wydarzeniem z jego życia, (jak z Violettą Villas, gdy wyszła cało z życiowej opresji) czy pokazać osobę portretowaną odsłaniając jej ukryte cechy (portret posła detektywa Krzysztofa Rutkowskiego).
Czasem wykorzystuję po prostu zbieg okoliczności kojarząc nazwisko i przedmioty charakterystyczne do wykonywanej przez bohatera działalności, jak w przypadku portretu Andrzeja Smolika. Nie mam jakiejś specjalnej recepty, po prostu czuję przychodzący pomysł, że to jest przysłowiowe „to”
i robię zdjęcia do takiego momentu, aż widzę najlepsze ujęcie. 

Sądzisz zatem, że fotografia twórcza (w odróżnieniu od odtwórczej) to zasługa talentu, zdolności do improwizacji emocji, jakie nosi się
w sobie niż techniki i przemyślanego scenariusza?

Oczywiście, świadczą o tym miliony zdjęć obok których przechodzi się obojętnie. Technika fotografowania kiedyś i obecnie nie jest rzeczą
niemożliwą do opanowania, wszyscy dysponujemy wysokiej jakości sprzętem, jest wiele szkół fotograficznych, a jednak znikomy procent zdjęć
swoim poziomem wychodzi poza schemat: ja też potrafię takie zrobić. 

Zrobiłeś serię zdjęć braciom Kaczyńskim. Na wszystkich dominuje Jarosław. Lech zdaje się być zdystansowany, poważny i refleksyjny.
Fotografie doskonale oddają ich charakter, polityczne dopasowanie i coś, co nazwałbym przystawaniem osobowości do zajmowanego
stanowiska. Jak powstała ta sesja? 

Na wiadomość o planach sesji za wszelką cenę starałem się odwieść redakcję „Vivy” od pomysłu zdjęć „przy stole w living roomie”.
To była pierwsza taka sesja braci Kaczyńskich, więc wszyscy obawiali się o jej rezultat. Moim zdaniem był to raczej lęk przed nieznanym.
Nie było możliwości wykonania zdjęć tego samego dnia, wiec wymyśliłem ujęcia, które można było skomponować później.
Zależało mi, by pokazać polityków „bez szminki”, dlatego wybrałem konwencje ostrych, czarno-białych, kontrastowych zdjęć.

Ponieważ wyczułem u nich tremę, zdjęcia poprowadziłem jak rozmowę w taki sposób, że po chwili nie zawracali już uwagi na trzask migawki.
Spotkałem ludzi, którzy jak wszyscy bliźniacy, wyjątkowo dobrze uzupełniali się swoimi cechami osobowości, dlatego postanowiłem dodać
do finalnej kompozycji to wzajemne przenikanie się. Lech i Jarosław Kaczyńscy okazali się sympatycznymi ludźmi z dużym poczuciem humoru,
także na własny temat.

Niepowtarzalny materiał zdjęciowy, który powstał w rygorze czasowym między politycznymi spotkaniami „dotknęła” jeszcze jedna przygoda.
Laboratorium, które wywoływało rewelacyjnej jakości slajdy – Agfa Scala powierzyło tego dnia prace stażyście. Reszty można się domyślić.
Fotografia cyfrowa to naprawdę wspaniałe rozwiązanie podobnych problemów. 

Jak Ci się pracuje z ludźmi z pierwszych stron gazet? Podchodzisz do nich inaczej niż do tych przeciętnych? 

Nie fotografuję ludzi przeciętnych. Każdego bohatera moich sesji traktuje jednakowo. Oczywiście portretowanie ludzi powszechnie znanych
jest bardziej skomplikowane nie tylko z powodu trudności dotarcia do nich, ale także z potrzeby przełamania utartego stereotypu ich postaci.
Pierwsze zdziwienie następuje wówczas, gdy okazuje się, że zdjęcia nie powstają w ciągu kilku błysków flasha. To oczywiste, iż nic nie wyjdzie
nawet z najlepszego pomysłu bez wspólnego wysiłku osoby pozującej i fotografa.
Pracowałem kiedyś nad wykonaniem portretu jednego z najbardziej prestiżowych biznesmenów w Polsce. Po siedmiogodzinnym oczekiwaniu
na pojawienie się bohatera umówionej sesji i propozycji „mam dla ciebie 5 minut w gabinecie” pozostawiłem go z jego monstrualnym cygarem
i moim aparatem mówiąc: zrób to sam. W innych przypadkach wspólne zainteresowanie przełożyło sie na wynik sesji, który często przerasta nasze oczekiwania.

Co oznacza określenie „zdjęcie studyjne” dla Ciebie? To takie zrobione w studiu fotograficznym? 

Szczerze mówiąc nigdy nie zastanawiałem się nad tym szkolnym terminem, były takie zajęcia ale zawsze realizowałem na nich tematy odwrotnie
niż tego wymagano. Natomiast z pewnością moje prace określiłbym jako zdjęcia wystudiowane, bo rzeczywiście nad każdym ujęciem pracuję
do chwili kiedy ono do mnie „mówi”.

Takie zmierzanie pod prąd opłaca się dziś fotografom? W tym numerze piszemy o La Chapelle’u, który dziś fotografuje z pasją kwiaty,
bo rzadko znajduje już odbiorców swej fotografii w kręgach komercyjnych. 

Opłaca się zawsze, jeśli ma się zamiar zrobić coś oryginalnego. Inaczej nie byłoby La Chapelle’a ani wielu innych, którzy wyznaczyli nowe trendy.
Jest taki etap w życiu fotografów: kwiaty. Mam nadzieję, że u mnie nigdy on nie nastąpi. 

Jak łączysz swoje myślenie o sztuce, która jest Twoją siłą napędową z wymaganiami listów kreatywnych?

Szukam nowości w swojej pracy, twórczo podchodzę do tendencji w sztuce i tak szczęśliwie się składa, że mam wolną rękę. 

Czym różni się dla Ciebie praca w studiu od pracy w plenerze? Jakich narzędzi do kształtowania obrazu używasz w studiu,
a jakich w plenerze?

Nie ma między nimi różnicy. Są takie miejsca na ziemi, gdzie warunki do pracy są przez okrągły rok, ale gdy jest zimno, ciemno albo pada
trzeba je stworzyć i do tego służy studio. Wszędzie najważniejsze jest światło i należy je pilnie obserwować.
Nie jest tajemnicą, że ulubionym światłem dla mnie jest ringflash, bo używam go wszędzie, gdzie światło zastane mi nie odpowiada. 

Ulubiony, ale pewnie, nie jedyny. Nie jesteś ortodoksyjnym fotografem, lubisz eksperymenty. Mieszasz na przykład źródła światła? 

Raczej nie. Liczą się dla mnie jak najprostsze rozwiązania, ale jeśli pytasz mnie o szczegóły techniczne tak jak o przepisy kulinarne to muszę się
przyznać, że nie dbam o to. Wolę skupić się na tym, aby z fotografowanej osoby wyciągnąć jak najwięcej. 

Wygląda na to, że odrzucasz znaczenie techniki w procesie robienia zdjęcia. Całkowicie? Jeśli nie, to gdzie ona jest Ci niezbędna?

Tak, traktuję ją następująco: włączam, działa, pali się… let’s go. 

Za chwilę ja, a później nasz Czytelnik pomyśli sobie, że nie warto zawracać sobie głowy techniką oświetlenia, złotym podziałem
i ustawieniami aparatu. Ja w to nie wierzę. Twoje zdjęcia są technicznie dopracowane. I co Ty na to?

Dokładnie. Nie warto sobie nią wypełniać głowy. Bo chyba nie pytasz mnie o tabliczkę mnożenia? Po uzyskaniu manualnej sprawności nad światłami i aparatem należy dać sobie z tym spokój. Kompozycja to indywidualność, którą trzeba modyfikować, inaczej straci swoją wartość. Lubię fotografie bez utartych zasad i schematów, jako improwizowaną, nieustanną pogoń za nieznanym, ale perfekcyjnie zrealizowaną.”